Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1962

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biła na niej wrażenie przychodzącego po nią grabarza. Zadrżała nasamprzód; następnie zatrzymując dłużej wzrok na księdzu, uśmiechnęła się. Lecz jakimże gorzko smutnym uśmiechem! „Śmierć nie jest tak straszną^, zdawał się mówić ten uśmiech. Jednak nic nie odrzekła.
— Tak, czy nie, księżno, zawołała margrabina w najwyższym gniewie, czy przyjmujesz na spowiednika księdza Bouquemont, w miejsce monsignora Coletti?
— Tak, szepnęła księżna stłumionym głosem, jakby mówiła: Zrobię wszystko co chcecie, abyście sobie tylko poszli oboje i zostawili mnie w spokoju, żebym mogła umrzeć.
Margrabina promieniała.
Ksiądz Bouquemont sądził, iż przyszła chwila, w której będzie mógł ściągnąć słowem uwagę księżnej. Począł tedy recytować jakąś czułą homilię, której księżna cierpliwie aż do końca słuchała, dlatego, iż słuchając, zapewne nic nie słyszała.
Margrabina de la Tournelle, powiedziawszy: Amen! przeżegnała się pobożnie i podchodząc ku księżnie, podczas, gdy ksiądz Bouquemont odstępował na stronę;
— Los twój, wyrzekła, spoglądając na umierającą z ukosa, jest odtąd w rękach księdza Bouquemont. Gdy mówię twój los, rozumiem pod tym wyrazem także los całej rodziny. Nosisz imię rodu, który przez wieki był przedmiotem czci dla prawdziwych chrześcian. Idzie więc o to, wszyscy jesteśmy śmiertelni! żeby z nabożeństwem rozpatrzeć, czy czasem czyn jaki w naszem życiu nie rzuci, jak nas już nie będzie, fałszywego cienia na świetne herby naszych przodków. Ksiądz Bouquemont jest cnotliwym człowiekiem, w którego ręce, ze względu na ciebie, złożoną jest chwała bez plamy naszej rodziny; chciej więc, księżno, przed odejściem podziękować księdzu Bouquemont za poświęcenie jakiego daje dowody, podejmując się tak trudnego zadania.
— Dziękuję! szepnęła krótko księżna, nie odwracając głowy.
— I wyznaczyć dzień, ciągnęła oburzona margrabina.
— Jutro! odpowiedziała z tą samą obojętnością marszałkowa de Lamothe-Houdan.
— Chodź, księże dobrodzieju, rzekła pani de la Tournelle