Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1954

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej zbawienia. Ponieważ jest bez oporu, bez woli, bez siły, będą naciskać na nią, i kto może przewidzieć co ci niegodziwcy zrobią z tej biednej istoty?
— Nikt nie ma władzy nad księżną, odparła pani de la Tournelle, jej niedołęztwo i słabość są wielkiem zabezpieczeniem jej zbawienia. Można w nią wmówić wszystko co się będzie chciało.
— Ty, margrabino, być może. Jabym też może potrafił; ale dla tego samego, że będzie robić i mówić wszystko co łechcą, ażeby mówiła i robiła, przeto uczyni złe, jeśli jej poradzą.
— Ktoby był tak zuchwałym, albo raczej tak podłym? spytała margrabina.
— Ten, kto ma największą władzę nad jej umysłem, bo przed nim sumienie jej miesza się szczególnie: jej mąż, jednem słowem, marszałek de Lamothe-Houdan.
— Ależ mój brat nigdy nie myślał zmienić usposobienia umysłu marszałkowej.
— Mylisz się, margrabino, męczy ją, łamie, rzuca w nią ziarno swej bezbożności. Biedna istota odebrała tysiąc ran. Wierzaj mi, jeśli się nie będziemy mieli na baczności, on swego dokaże.
— Tylko dla tego, że z twoich ust słyszę te wyrazy, daję im wiarę.
— Trzeba było, żeby on je był wymówił, ażebym ja uwierzył... Wychodzę od niego w tej chwili, i podczas burzliwej rozmowy, w której zrobił mi swe wyznanie wiary, przejrzałem jego nieprawości; ale to był dopiero początek rozmowy. Czy wiesz, margrabino, jaki był jej rezultat? Marszałek po kilku zdaniach nieokreślonych, niezrozumiałych w ustach uczciwego człowieka, dał mi do zrozumienia najformalniej, to nawet nie do uwierzenia! żebym odtąd nie kierował sumieniem księżnej.
— Wielki Boże! zawołała margrabina z najwyższą zgrozą.
— To cię tak przejmuje, margrabino?
— To mnie napełnia boleścią, odrzekła dewotka.
— Otóż, mówił dalej monsignor, jest to piękna misja do spełnienia; chodzi o to, żeby wyrwać tę duszę z jarzma! by zbawić za jakąbądź cenę, za cenę siebie samej, istotę z niedoli. Liczyłem na ciebie, kochana moja penitentko, i śmiem wierzyć, że się nie omyliłem.
— Ekscelencjo! zawołała margrabina pod wpływem naj-