Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1951

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej ambicję ile pobożność, a ta wydawała mu się mniejszą niż tamta.
Nie mógł również opowiadać swej rozmowy z marszałkiem de Lamothe-Houdan. Byłoby to dać jej za podstawę człowieka, jak na teraz najmożniejszego z całej rodziny, a jednak trzeba było rozpocząć dzieło i to jaknajprędzej. Ambicja może czekać, zemsta nigdy! A serce biskupa wezbrane było zemstą. Stał na tym punkcie myśli swoich, gdy margrabina weszła.
— Nie spodziewałam się wcale, powiedziała, mieć to szczęście, by widzieć cię, ekscelencjo, dzisiaj. Cóż jest powodem tej dla mnie przyjemności?
— Są to prawie odwiedziny i pożegnanie zarazem, margrabino, odparł monsignor Coletti, podnosząc się i całując więcej z udaną czułością, aniżeli z szacunkiem rękę dewotki.
— Jakto! odwiedziny i pożegnanie zarazem? zawołała margrabina, na której słowa te taki zrobiły skutek, jak gdyby jej kto oznajmił skończenie świata.
— Niestety! tak jest, margrabino, wyrzekł biskup, odjeżdżam, lub przynajmniej odjadę.
— Na długo? zapytała pani de la Tournelle.
— Któż to może wiedzieć, droga margrabino! Na zawsze, być może. Komuż wiadoma godzina powrotu?
— Nigdyś dotąd nie mówił o tym wyjeździe.
— Znam cię, kochana margrabino, znam całą dobrotliwą czułość, jaką masz dla mnie. Wydawało mi się więc, ukrywając wyjazd ten aż do ostatniej chwili, iż zmniejszę jego przykrość. Jeżelim się pomylił, to przebacz.
— Jaka jest przyczyna twojego odjazdu, ekscelencjo? spytała pani de la Tournelle. Jaki cel?
— Przyczyną, odrzekł z namaszczeniem biskup, jest miłość bliźniego; celem, tryumf wiary.
— Wyjeżdżasz dla misji?
— Tak, margrabino.
— Czy daleko?
— Do Chin.
Margrabina wydała okrzyk przerażenia.
— Masz słuszność, ekscelencjo, powiedziała ze smutkiem, może odjeżdżasz na zawsze.
— Trzeba, margrabino! zawołał biskup z uroczystą em-