Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1921

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zuzanna rzuciła się na łóżko i podnosząc głowę umarłego, krzyknęła z akcentem, przez który nareszcie przebiły się łzy:
— Mój bracie! mój bracie! Kamil stojąc u drzwi, z rękami skrzyżowanemi na piersiach, z głową nieco przechyloną, patrzał na tę scenę ze wzruszeniem, do którego sam nie czułby się był przedtem zdolnym. Prawda, że wzruszenie to sprawiały raczej łkania i żale kochanki, niż widok martwych zwłok przyjaciela. Pozwolił swobodnie żalić się Zuzannie; potem, gdy się uciszyła nieco ta głośna manifestacja, zbliżając się do niej:
— Zuzanno! moja droga Zuzanno! szepnął jej do ucha.
Dziewica wydała westchnienie, wszystkie jej nerwy się rozciągnęły, zsunęła się i padła na kolana.
Kamil wziął ją za rękę; potem przesuwając jej jedną rękę pod ramię, podniósł ją i bez oporu z jej strony, pociągnął ku drzwiom, przeprowadził przez pokoik, następnie przez salon.
Oboje weszli do ciemnego buduaru. Kamil wciąż trzymając Zuzannę w objęciach, usiadł z nią razem na kanapie.
Przez chwilę wszystko było tak milczące, jak w grobowej komnacie, gdzie spoczywał umarły. Pierwsza Zuzanna przerwała milczenie.
— A więc, rzekła głosem ponurym, jestem sama na ziemi, bez rodziców, bez rodziny, bez przyjaciół!
— Zapominasz, że ja jestem, Zuzanno! odezwał się młodzieniec, tłumiąc pocałunkiem ostatnią zgłoskę.
— Ty, odparła, zapewne ty mi pozostajesz, ty mnie kochasz, tak mówisz przynajmniej.
— Daj mi sposobność przekonania cię o tem.
— Czy prawdę mówisz? zawołała Zuzanna.
— Dotąd przynajmniej nie kochałem nikogo prawdziwie, oprócz ciebie, rzekł kreol.
— Więc, rzekła Zuzanna, gdybym nawet w tem nieszczęściu mojem znalazła sposobność abyś przekonał mnie o twej miłości, nie wahałbyś się?
— Przyjąłbym skwapliwie z wdzięcznością.
— Słuchaj więc.
Kamil mimowolnie zadrżał. Zdawało mu się, że przy tych słowach jakieś przeczucie złowieszcze wstrząsnęło