ludzie jego powołania, przyjmujący wesoło to, czemu nie mogą zapobiedz, wydał mi się głęboko dotkniętym, zmuszony byłem nawet zapytać go o przyczynę smutku.
— Cóż takiego było doktorowi? zapytał biskup z udanem wzruszeniem, które starał się uczynić prawdziwem. Nie mając zaszczytu być jego przyjacielem, znam go jednak tak blisko, iż mnie obchodzi; jest nadto jednym z najzacniejszych chrześcian, dowodem, że go w opiekę wzięli czcigodni bracia z Montrouge!
— Przyczynę jego zmartwienia łatwo jest zrozumieć, odrzekł Rappt, i pan zrozumiesz ją lepiej, niż ktokolwiek ekscellencjo, gdy ci powiem, że świętobliwy nasz prałat jest chory.
— Arcybiskup chory? zawołał ksiądz z przerażeniem doskonale odegranem wobec każdego innego, tylko nie wobec takiego komedjanta, jakim był hrabia Rappt.
— Tak, odparł tenże.
— Czy niebezpiecznie? zapytał biskup, patrząc w oczy mówiącego.
W tem spojrzeniu zawierała się cała rozprawa. Spojrzenie to chciało powiedzieć: „Rozumiem, ty ofiarujesz mi arcybiskupstwo Paryża w zamian za twoją zbrodnię. Rozumiemy się obydwaj. Ale strzeż się oszukiwać mnie, albo biada ci! albowiem, bądź przekonany, użyję wszystkich sił, żeby cię obalić”. Oto jest wszystko, co to spojrzenie wyżażało, a może więcej jeszcze nawet.
Hrabia Rappt zrozumiał je i odpowiedział twierdząco.
Biskup podjął:
— Czy sądzisz pan, że choroba tak jest niebezpieczną, iż może narażać nas na boleść utraty tego świątobliwego człowieka?
Wyraz „boleść” oznaczał „nadzieję”.
— Doktor był zaniepokojony, wyrzekł pan Rappt głosem wzruszonym.
— Bardzo zaniepokojony? zapytał monsignor Coletti tymże samym tonem.
— Tak, bardzo.
— Medycyna tak wiele ma środków, iż można spodziewać się, że wyzdrowieje ten święty człowiek.
— Święty człowiek, jest to właściwy wyraz, ekscellencjo.
— Człowiek, którego nikt nie zastąpi!
— Jeśli zastąpi, to z trudnością.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1795
Wygląd
Ta strona została przepisana.