Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1793

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

deputowany, nic nie zyskamy, ani jeden, ani drugi, wojnę prowadząc. Nie przychodzę więc z nią. Gdybym miał taki zamiar, nie miałbym w obecnej chwili zaszczytu tłómaczenia się...
— Więc czegóż pan chcesz odemnie, zapytał biskup, łagodniejąc.
— Chcę wiedzieć, odrzekł zwięźle hrabia Rappt, który to błąd mój jest panu znany?
— Błąd straszliwy! szepnął biskup, wznosząc oczy na sufit.
— Jaki? nalegał hrabia.
— Zaślubiłeś własną córkę! powiedział monsignor Coletti, zakrywając twarz i opadając na kozetkę.
Hrabia patrząc na niego z pogardą:
— Czy to hrabina zwierzyła tę tajemnicę? zapytał.
— Nie, odpowiedział biskup.
— Masz ją pan od margrabiny de la Tournelle?
— Nie, powtórzył monsigor.
— A więc to marszałkowa de Lamothe-Houdan.
— Nie mogę panu powiedzieć od kogo ją mam, odrzekł biskup, kiwając głową.
— Mogłem się tego domyśleć; jesteś jej spowiednikiem.
— Wierzaj mi pan, że to nie ze spowiedzi dowiedziałem się, pośpieszył dodać prałat.
— Wierzę, powiedział Rappt, i nawet nie wątpię, ekscellencjo. A więc, dodał, patrząc prosto w oczy biskupowi, to prawda. Jest ona zapewne straszliwą, jak to wyrzekłeś, ale ja ją wyznaję odważnie. Tak, zaślubiłem własną córkę, lecz „duchowo“, ekscellencjo, jeżeli pozwolisz mi tak się wyrazić. Tak, popełniłem tę zbrodnię, straszliwą w oczach społeczeństwa, kodeksu. Ale, wiesz najlepiej, że kodeks nie po to istnieje, żeby karać dwojakiego rodzaju ludzi: tych, którzy stoją nisko, jako przestępcy najniższych warstw i tych, którzy stoją wysoko, jak pan i ja, ekscellencjo.
— Panie hrabio, żywo zawołał biskup, spoglądając w około siebie, jakby dla przekonania się, czy kto słów tych nie podsłuchał.
— Otóż, ekscellencjo, ciągnął dalej hrabia Rappt po chwilce wahania, w zamian za pańską tajemnicę powierzę panu inną, która niemniej, jestem tego pewien, będzie ci przyjemną.