Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1779

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto mówi żyrondysta, mówi królobójca.
— Faktem jest, że nie lubi księży.
— Kto nie lubi księży, nie kocha Boga, a kto nie kocha Boga, ten nie kocha króla, ponieważ król panuje z Bożej łaski.
— Więc to jest ostatecznie zły człowiek.
— Zły człowiek? Ma się rozumieć, to rewolucjonista! wyrzekł proboszcz.
— Człowiek krwiożerczy! powiedział malarz, marzy tylko o wywróceniu porządku społecznego.
— Byłem pewny, wyrzekł pan Rappt, zanadto łagodnie wygląda, by nie miał być gwałtownym. Powinienem panom podziękować, żeście zdemaskowali tego człowieka.
— Wcale nie, panie hrabio, przemówił Ksawery, myśmy spełnili tylko obowiązek.
— Obowiązek dobrych obywateli, dodał Sulpicjusz.
— Gdybyście mogli dać mi dowody piśmienne i niezbite, możeby się dało usunąć go, pozbyć się go w ten lub inny sposób.
— Nic łatwiejszego, powiedział proboszcz z uśmiechem żmiji, mamy na szczęście wszystkie dowody w rękach.
— Wszystkie! potwierdził malarz.
Proboszcz wyciągnął z kieszeni, jak to był uczynił aptekarz, arkusz papieru złożony we czworo i podając go panu Rappt:
— Oto jest, powiedział, podanie podpisane przez dwunastu najznakomitszych lekarzy z okręgu, iż lekarstwa sprzedawane przez tego truciciela nie były wyrabiane z przezornością wymaganą, do tego stopnia, że niektóre z jego specyfików niewątpliwie śmierć sprowadziły.
— Do licha! do licha! to rzecz bardzo ważna, wyrzekł pan Rappt, dajcie mi podanie panowie i bądźcie pewni, że zrobię z niego dobry użytek.
— Moje zdanie jest takie, że kiedy już nie można zamknąć takiego człowieka w więzieniu w Rochefort lub w Brest, należy co najmniej wsadzić go do ciupy w Bicetre.
— A! księże proboszczu, wielkim jesteś wzorem miłości chrześciańskiej! powiedział hrabia Rappt, chcesz żalu, a nie śmierci grzesznika.
— Panie hrabio, wyrzekł ksiądz, kłaniając się, oddawna już, z pomocą szczegółów, które z trudnością pozbierałem, skreśliłem pańską biografię. Czekałem tylko na sposobność