Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1773

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

polemiki, mało znam publicystów, którzy zdolni byli dojść do takiej, jak pańska wysokości. Gdyby wszyscy walczący za dobrą sprawę byli równie odważni, albo się mylę, albo niezadługo niepotrzebowalibyśmy walczyć wcale.
— W istocie, z podobnymi generałami jak pan, pułkowniku, odpowiedział ksiądz na ten sam ton, zwycięstwo wydaje mi się łatwem, o tem też właśnie rozmawialiśmy z bratem dzisiejszego rana, czytając zdania pańskiego okólnika, gdzie pan przypominasz, że wszystkie środki są dobre, jeżeli prowadzą do zgniecenia nieprzyjaciół Kościoła. Ale mówiąc o moim bracie, pozwól, panie hrabio, że ci go przedstawię:
— Pan Ksawery Bouquemont, wyrzekł.
— Malarz wielkich zdolności, powiedział hrabia Rappt, uśmiechając się z przymileniem.
— Jakto! pan znasz mojego brata? zapytał ksiądz zdziwiony?
— Mam zaszczyt być znanym przez pana hrabiego? wyrzekł półgłosem, dyszkantem drażniącym nerwy, pan Ksawery Bouquemont.
— Znam pana tak, jak cię zna Paryż cały, mój mistrzu młody, odpowiedział pan Rappt, z rozgłosu. Któż nie zna sławnych malarzy?
— A przecież wcale nie sławy brat mój szuka, wyrzekł starszy Bouquemont, składając pobożnie ręce i z pokorą spuszczając oczy. Bo cóż to jest sława? Pełna próżności przyjemność. Nie, panie hrabio, mój brat ma wiarę. Nieprawdaż, że ty masz wiarę, Ksawery? Mój brat zna tylko sztukę wielkich chrześciańskich malarzy XIV i XV wieku.
— Robię to, co mogę, panie hrabio, powiedział malarz obłudnym głosem, lecz przyznaję, iż nigdym się nie spodziewał, żeby skromna moja reputacja doszła aż do pana.
— Nie słuchaj go, hrabio, pospieszył dodać ksiądz, on jest oburzająco bojaźliwy i skromny, i gdyby nie ja, który mu ciągle na pięty następuję, nie zrobiłby kroku naprzód. Czy pan uwierzysz, że naprzykład silnie się bronił, niechcąc przyjść tu wraz ze mną pod pretekstem, że mamy prosić pana o małą usługę?
— Doprawdy, panie? wyrzekł hrabia Rappt, osłupiały na taką czelną zarozumiałość.
— Nieprawdaż, Ksawery? No, no, bądź szczerym, powiedział ksiądz, nieprawdaż, żeś nie chciał przyjść?