Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czoną kupą gałganów wszelkiej barwy, sterczących przy ścianie aż do wysokości trzech lub czterech stóp, kobieta z pozoru około pięćdziesięcioletnia, wysoka, chuda, koścista, wynędzniała jak klacz powozowa, trzymała między kolanami klęczącą dziewczynę, której rozczesywała długie, czarne włosy, ze staraniem oznaczającem u starej cyganki, albo wielkie dla dziewczyny uczucie, albo wielkie dla jej pięknych włosów uszanowanie.
Scena ta, której nie zbywało na malowniczości, z powodu mianowicie typowego przeciwieństwa składających ją postaci, oświecona była lampą łojową.
Klęcząca dziewica za całe ubranie miała długą koszulę z surowego płótna. Koszula ta przybierała kształt bluzy, była bowiem ściśnięta w pasie rodzajem bawełnianego sznura, barwy szarej i wiśniowej, w końcach którego wisiały dwie grube żołędzie podobne do tych, co służą do firanek. Szyja i piersi dziewczyny okryte były szarfą wełnianą wiśniową, podartą, która jednak licowała z ciemną barwą sznura, o ile wełna może licować z bawełną.
Nogi jej skrzyżowane, na których spoczywała, były nagie. Były to prześliczne nogi księżniczki, andaluzjanki lub cyganki.
Twarz jej miała tę chorobliwą bladość biednych kwiatków, więdniejących wśród naszych przedmieść; rysy jej były dziwnie czyste i regularne; ale wychudłe kontury cierpiącej twarzyczki, budziły podziw i litość...
Choćbyśmy mieli przerwać na chwilę naszą akcję, której zkądinąd dzieje Justyna i Miny są tylko jednym epizodem, opowiedzmy od razu to, co wiadomem było o tej tajemniczej i poetycznej istotce.
Odnajdziemy Babolina z bakałarzem na progu drzwi, gdzieśmy ich zostawili.

VIII.
Róża.

Pewnego wieczora, było to 20-go sierpnia 1820 roku, około godziny dziewiątej, Brocanta powracała na wózku zaprzężonym w osła, po sprzedaniu kupy szmat w papierni Essonne; gdy nagle, na zakręcie drogi, spostrzegła jakby wystającą z rowu sylwetkę dziewczynki biegnącej