Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1552

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uśmiechy, z młodą kobietą spojrzenia, słowa, prawie pocałunki!
Zegar zwrócił uwagę Reginy.
— Czwarta! zawołała.
Spojrzeli na siebie. Zdawało im się, że zaledwie dwadzieścia minut byli z sobą. Trzeba było się rozłączyć. Ale pojutrze miało być znowu posiedzenie, a wieczór z poniedziałku na wtorek, to jest nazajutrz, Regina spodziewała się, że będzie mogła poświęcić godzinkę Petrusowi w oranżerji bulwaru Inwalidów.
Wyszła nareszcie z Pszczółką.
Petrus patrzał za niemi przechylony na poręczy dopóki nie zniknęły na dole. Poczem pobiegł do okna, aby je widzieć jeszcze w chwili, gdy wsiadać będą do powozu. Nakomec patrzał za powozem, dopóki nie zniknął mu z oczu. Wtedy zamknął drzwi i okiennice pracowni, jak gdyby się obawiał, aby woń tej czarującej wizyty nie ulotniła się czasem. Dotykał się wszystkich przedmiotów, które miała w ręku Regina i znalazłszy jej batystową chusteczkę oszytą brukselską koronką, którą zostawiła przez zapomnienie, czy też może z umysłu, wziął ją w obie ręce, zanurzył w niej twarz i oddychał jej wonią.
Cały był zatopiony w słodkiem marzeniu, gdy nagle wszedł kapitan z głośnemi objawami radości. Znalazł nakoniec w tych nowych Atenach dom, który mu się podobał. Nazajutrz akt sprzedaży miał być przeprowadzony u notarjusza. Petrus winszował serdecznie kapitanowi.
— A! chłopcze! powiedział marynarz, zdaje się, że jesteś zadowolony z mego przeprowadzenia?
— Ja? zapytał Petrus. Przeciwnie, i na dowód tego proszę cię ojcze, abyś zatrzymał nadal u mnie swój lokal, pod tytułem letniego mieszkania.
— Dlaczegóżby nie, odrzekł kapitan, ale pod tym tylko warunkiem, że będę ci płacił komorne w cenie, jaką sam oznaczę.
Układ został przyjęty przez obie strony.
Trzej przyjaciele mieli się zejść na obiad.
Jan Robert i Ludowik przybyli o piątej. Ludowik był bardzo smutny, nie otrzymano żadnej pewniejszej wieści o Róży, Salvator rzadko i tylko na chwilę powracał do siebie dla zaspokojenia Fragoli, która oczekiwała go zawsze tylko nazajutrz wieczór, lub na trzeci dzień rano.