Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1544

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kim jest, ma więc jednakową szansę być bogatą lub uboga, czy weźmiesz ją z zamkniętemi oczyma?
— „A rodzice Róży, przypuszczając, że ich odnajdzie, czyż będą mnie chcieli?
— „Ludowiku, powiedział Salvator, to mnie już tylko obchodzi. Czy bierzesz Różę za żonę bogatą lub ubogą, taką, jaką będzie w piętnastu latach?“
Podałem rękę Salvatorowi, i jestem zaręczony, tylko Bóg wie, gdzie jest to biedne dziecię!
— A gdzie jest Salvator?
— Nie wiem, zdaje mi się, że opuszcza Paryż, prosił mnie o tydzień czasu dla zajęcia się poszukiwaniem Róży i naznaczył schadzkę u siebie przy ulicy Macon w przyszły czwartek. A ty co porabiasz? co ci się przytrafiło? Zdaje się, że zmieniłeś zdanie?
Petrus opowiedział z entuzjazmem Ludowikowi wypadek dnia wczorajszego ze wszystkiemi szczegółami, ten ostatni jednak sceptyczny, jako lekarz, nie poprzestał na prostych słowach i zażądał dowodów.
Pokazał mu dwa bilety bankowe, pozostałe z dziesięciu pożyczonych przez kapitana. Ludowik wziął z nich jeden i przyglądał mu się z uwagą.
— I cóż? zapytał Petrus, czyż byłby przypadkiem podejrzany, i podpis Garat fałszywy?
— Nie, odrzekł Ludowik, jakkolwiek mało w mojem życiu widziałem i miałem biletów bankowych, ten zdaje mi się być być pewnym.
— A zatem, cóż jeszcze?
— Powiem ci, mój drogi, że nie wierzę w wujaszków przyjeżdżających z Ameryki, a mniej jeszcze w chrzestnych ojców; trzebaby to powiedzieć Salvatorowi.
— Ależ, odrzekł z żywością Petrus, czyż nie powiedziałeś sam dopiero, że Salvator wyjeżdża na kilka dni z Paryża i wróci dopiero w przyszły czwartek?
— Prawda, odpowiedział Ludowik, ale pokażesz nam przecie swego nababa?
— Spodziewam się, odrzekł Petrus. A teraz, który z nas pierwej zobaczy Jana Roberta?
— Ja, rzekł Ludowik, gdyż idę na próbę jego utworu.
— Opowiedz mu zatem o kapitanie.
— O jakim kapitanie?