Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1541

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żywo wtedy zamknął biurko, wziął pierwszą lepszą, książkę z bibljoteki i zagłębił się w kozetce.
Petrus wracał w najlepszem usposobieniu; był u swych dostawców i dał każdemu coś na rachunek; a każdy żałował, że pan wicehrabia Herbel sam trudzi się z przynoszeniem pieniędzy, po które możnaby przecież przyjść do pana wicehrabiego, tembardziej, że dług jego nie pilny.
Kilku ośmieliło się napomknąć o owej sprzedaży, o której coś zasłyszeli; ale Petrus rumieniąc się lekko, odparł, że jest w tem coś prawdy, że miał przez chwilę zamiar odnowić umeblowanie, ale w chwili rozstania się z niem, uczuł żal podobny do wyrzutu, jakby za staremi przyjaciółmi.
Unoszono się nad dobrem sercem pana wicehrabiego i dopraszano się o zaszczyt służenia w razie nowych nabytków.
Petrus przyniósł z sobą jeszcze ze trzy tysiące franków i otworzył sobie nowy kredyt na cztery miesiące.
Za trzy lub cztery miesiące może zarobić czterdzieści tysięcy franków.
Dziwna potęga pieniędzy!
Dzięki plikowi biletów, które widziano u niego w ręku, mógł teraz nakupić sprzętów na sto tysięcy franków i na trzy lata kredytu; z próżnemi rękami, nie otrzymałby kredytu ani na dwa tygodnie na to, co już kupił.
Młodzieniec podał obie ręce kapitanowi, miał serce przepełnione radością i ostatnie jego skrupuły umilkły.
Kapitan zdawał się wychodzić z głębokiego zamyślenia, i na wszystko co mógł mu powiedzieć syn chrzestny, odpowiadał tylko:
— O której godzinie jadacie tu śniadanie?
— O którejbądź, ojcze kochany, odpowiedział Petrus.
— To chodźmy na śniadanie.
Ale Petrus miał przedtem jeszcze o coś się zapytać. Zadzwonił na służącego.
Jan wszedł.
Petrus zamienił z nim spojrzenie.
Jan dał znak potwierdzający.
— A więc cóż? zapytał Petrus.
Jan wskazał okiem na marynarza.
— Nic nie szkodzi, rzekł Petrus, daj, daj!
Jan podszedł do pana i z małego skórzanego pugila-