Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1525

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pomoc wreszcie, jaką ofiarowywał kapitan, była tylko chwilową. Petrus przyjmował, ale pod warunkiem zwrotu.
Powiedzieliśmy już, że jego obrazy nabyły wartości skutkiem samego nawet spoczynku artysty; Petrus pracując w sposób racjonalny, mógł zarobić z pięćdziesiąt tysięcy franków rocznie. Przy takim zarobku mógł niebawem oddać ojcu chrzestnemu te dziesięć tysięcy franków, które mu pożyczył, a wierzycielom dwadzieścia kilka tysięcy, które byłby im jeszcze może winien.
Przypuśćmy przytem na chwilę, że ten nieoczekiwany ojciec chrzestny, o którego istnieniu wiedziano jednak, umarł gdzieś w Kalkucie, czy w Valparaiso, czy w Quito, i zapisał Petrusowi cały majątek, to czyż Petrus miał go nieprzyjąć?
W podobnej okoliczności, czytelniku surowy, czy odrzuciłbyś cztery miljony kapitału i pięćkroć sto tysięcy renny jakieby ci zostawił ojciec chrzestny, aczkolwiek nieznany i nieoczekiwany?
Tybyś je przyjął.
A ponieważ przyjąłbyś cztery miljony kapitału i pięćkroć sto tysięcy renty od ojca chrzestnego umarłego, czemuż nie miałbyś przyjąć dziesięciu, piętnastu, pięćdziesięciu od ojca chrzestnego żyjącego?
Jaką też przyszłość roił Petrus przez te kilka minut milczenia! jakie złociste widnokręgi rozwijały się przed jego oczyma! Jak lekko kołysał się na lazurowych obłokach nadziei!
Kapitan wyrwał go nareszcie z zamyślenia.
— I cóż? zapytał.
Petrus drgnął, otrząsnął się i spadł z nieba na ziemię.
— Jestem, rzekł, na twoje rozkazy, ojcze.
— Nawet żeby pójść do Theatre-Francais? zapytał tenże śmiejąc się.
— Gdzie zechcesz.
— Poświęcenie twoje jest tak wielkie, że zasługuje na nagrodę. Otóż nie, nie pójdziemy do teatru: wiersze tragiczne po uczcie a nawet przed ucztą, niekoniecznie nęcą. Ja pojadę po walizę, załatwię się z gospodynią, a za godzinę będę u ciebie.
— Czy mam ci towarzyszyć, ojcze?
— Nie, zwracam ci wolność. Idź za swojemi interesami jeżeli je masz.