Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzieć mogę, udział chwalebny, łzy mimowoli puściły mi się z oczu.
— Płacz, kapitanie, płacz! mówili obecni.
— Jeden tylko człowiek mógł odmalować z taką wiernością bitwę „Kalypsy“ z „Piękną Teresą,“ ale ten człowiek nigdy pędzla nie trzymał w ręku.
— A któż to jest? zapytali obecni.
— To kapitan, dowodzący „Piękną Teresą.“
— A kapitanem dowodzącym „Piękną Teresą,“ byłeś ty, kapitanie, nieprawdaż?
— Nie, nie ja, odrzekł Monte-Hauban z pysznym gestem, nie, to był mój wierny przyjaciel, kapitan Herbel. Co się z nim stało od czasu jakeśmy się rozłączyli w Rochefort, po daremnem usiłowaniu ocalenia cesarza... chciałem powiedzieć Bonapartego?
— O! mów pan cesarza, zawołali niektórzy śmielszej natury.
— A więc tak, cesarza! wykrzyknął kapitan; boć nareszcie darmo mu zaprzeczać tego tytułu, nosił go, i to chwalebnie. Wybaczcie staremu słudze ten zapał, może nierozmyślny.
— Tak, tak, odezwało się kilka głosów, ale wracając do kapitana Herbel...
— Bóg wie gdzie on jest teraz, biedny stary, mówił dalej kapitan, oczy i ręce wznosząc do nieba.
— Panie, rzekł służący, którego ta wzruszająca scena powstrzymywała od wypraszania gości, nie wiem, gdzie kapitan Herbel jest dziś, ale był tu przed tygodniem.
— Kapitan Herbel! krzyknął marynarz głosem grzmotu.
— On sam, odpowiedział służący.
— I nie wiesz gdzie jest teraz?
— Mówię wprawdzie, że nie wiem, ale zdaje się, że jest w Saint-Malo.
— O! to biegnę do niego! zawołał kapitan rzucając się ku drzwiom, wciąż w orszaku amatorów. Ale zatrzymując się nagle: Czy ty się tylko nie mylisz? rzekł do służącego, widziałeś kapitana?
— Na własne oczy.
— W tej pracowni?
— W tej pracowni.
— I pewny jesteś tego, co mówisz?