Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

onegdaj; pożyczyłem mu walizki podróżnej i zostawił w niej swój paszport w kieszonce.
— Doskonale.
— Masz zatem co chciałeś, pożegnaj Justyna odemnie i życz mu szczęśliwej podróży.
Młodzi ludzie ścisnęli się za ręce i rozstali.
Salvator wyszedł od Petrusa udał się w okolice rogatki d’Enfer i poszukał dom znanego kołodzieja.
Zastał go przed drzwiami i trącił z lekka w ramię. Kołodziej odwrócił się, poznał młodego człowieka i powitał ukłonem przyjaznym.
— Mam z tobą do pomówienia, rzekł Salvator.
— Do usług twoich panie Salvatorze. Czy będziesz łaskaw wejść do mnie?
Przeszli przez sklep na podwórze, prosto pod wystawę gdzie stał powóz podróżny. Salvator wskazał na niego i rzekł:
— Otóż tego szukałem.
— Doskonały powóz panie Salvatorze, tanio sprzedam.
— A czy mocny.
— Możesz pan świat cały objechać i powróci bez wypadku, panie Salvatorze, a potem jeszcze odkupię go od pana.
Niesłuchając pochwał oddawanych powozowi, Salvator ujął go za dyszel, wyciągnął na środek podwórza i obejrzawszy okiem znawcy, znalazł prawie odpowiednim i kupił zaraz za sześćset franków.
Potem poszedł na ulicę Bourbe i zatrzymał się u progu drzwi domu, naprzeciw szpitala miejskiego.
Mieszkał tam Jan Byk, cieśla, i panna Fifina, jego kochanka i pani w całem znaczeniu tego wyrazu.
Nie potrzeba było pytać odźwiernego czy cieśla jest u siebie, gdyż zaledwie Salvator wszedł na schody, gdy usłyszał głos wskazujący, że Toussaint ochrzciwszy cieślę imieniem Jana Byka, nie zminął się z prawdą.
Ostre wykrzykniki panny Fifiny tworzyły duet z pomrukiwaniem Jana.
Wszedłszy na czwarte piętro, Salvator zastał drzwi mieszkania szanownej pary otwarte; była to zwykła ostrożność panny Fifiny, aby sobie odwrót zapewnić.
Jan Byk i Fifina stali naprzeciw siebie; ona blada jak