Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

serce sympatyczniejsze od mojego, ucho uważniejsze niż moje? Może niedosyć jasno widzisz w sercu swojem; w takim razie rozwikłajmy tę rzecz we dwóch, stańmy się młodszymi o lat dziesięć... Czy przypominasz sobie przechadzki w parku Wersalskim? Szliśmy nocą zapatrzeni w niebo, a uważaj, że człowiek zawsze patrzy w niebo, ilekroć czego pragnie, albo czego się obawia; szliśmy zapatrzeni w niebo, trzymając się za ręce. Raz zapytałeś mnie: „Gdybym się zbłąkał w tym lesie, jakim sposobem mógłbym odnaleźć drogę?“ a ja ci odpowiedziałem: „Bądź spokojny, ze mną nigdy nie zbłądzisz!“ Owóż, tak samo jest dziś... Podaj mi rękę i idźmy razem; czyż serce nie jest podobnem do tego nieprzejrzanego lasu, po którym chodziliśmy w ciemności?... Zbłąkałeś się, podaj mi rękę, a we dwóch odnajdziemy drogę.
Justyn rzucił się na szyję starego mistrza i ucałował go z oczyma łez pełnemi.
— Płacz, mój synu, płacz! rzekł poczciwy nauczyciel, czy to z radości, czy z żalu, zawsze dobrze jest się wypłakać; łzy ochładzają serce, jak dżdże letnie ochładzają skwarne dni lipcowe, ale wypłakawszy się, rozpogódź czoło i pomówmy o twych nadziejach.
— O! mój mistrzu, mój mistrzu ukochany!
— I cóż?
— A gdyby ona mnie nie kochała?
— Czyś zwarjował? zapytał starzec, dlaczegóżby nie miała cię kochać? W jej to wieku serce śpiewa swą pierwszą piosenkę; czemużby nie miało jej zaśpiewać dla ciebie, dobry mój i zacny synu.
— Więc sądzisz, panie Miller, zapytał młodzieniec, iż ona mnie kocha?
— Jestem tego pewien, tak szczerze jak tego, że ty jesteś uczciwym człowiekiem, a tyle prostodusznym, że powątpiewasz.
— Nigdy jej o to nie pytałem.
— Miałeś słuszność! Czyż to się kto pyta o takie rzeczy? Czyż my, co jesteśmy tylko wzajem przyjaciółmi, potrzebowaliśmy powiadać sobie, że się kochamy? Czy to nie pokazuje się samo z siebie?
— Tak, masz słuszność, przyjacielu mój, ona mnie kocha!
— Spodziewam się, z krzywdą jej byłoby powątpiewać o tem.