mniemanych zbrodni, nieciły przestrach w umyśle łatwowiernych.
Słuchacze spoglądali na siebie, nie wiedząc do czego prowadzi prokurator królewski. Ci tylko, którzy codziennie bywali na sądach przysięgłych, przyzwyczajeni do frazeologii panów Berard i de Marchangi, nie troszczyli się o drogę, na jaką wstąpił prokurator królewski, wiedząc, że jak się mówi w stylu gminnym: każda droga prowadzi do Rzymu, można pod niektóremi rządami i w niektórych epokach powiedzieć w stylu sądowym: każda droga wiedzie do kary śmierci.
Prokurator królewski ciągnął dalej z gestem majestatycznym.
— Uspokójcie się panowie, policja sądowa ma setne oczy Argusa; czuwała ona, i szukała nowożytnych Kakusów w ich najgłębszych kryjówkach, gdyż nic się przed jej wzrokiem nie ukryje, a prawnicy odpowiadali na kłamliwe wieści, które się rozchodziły, wypełniając swe obowiązki z większą jeszcze surowością. Tak, nie przeczymy temu, zdarzały się wielkie zbrodnie, a my, jako narzędzie niewzruszone prawa, używaliśmy przeciwko tym zbrodniom kar różnorodnych, gdyż żadna z nich, wierzcie panowie, nie uniknęła miecza sprawiedliwości. Niech więc odtąd społeczeństwo się uspokoi, najzuchwalsi z tych rozbójników są już w ręku sprawiedliwości, a tych, których nie pochwycono jeszcze, nie ominie zasłużona kara. A zatem ci, którzy się ukrywali w okolicach kanału Saint-Martin, obierając puste jego wybrzeża za miejsce swych nocnych napaści, zamknięci w swych lochach, napróżno chcą odepchnąć dowody, które prawo przeciw nim zebrało. Ferrantes Hiszpan, Aristotes Grek, Walter Bawarczyk, Coquerillat z Owernji, przytrzymani zostali przedwczoraj w nocy. Najmniejszy ślad nawet nie zdradzał ich obecności, ale nie ma schronienia, któreby mogły ukryć przed bacznem okiem sprawiedliwości i siła prawdy zmusiła już do wyznań te przestraszone sumienia.
Słuchacze spoglądali po sobie, zapytując po cichu, co niejaki pan Ferrantes, Aristotes, Walter i imci pan Coquerillat mieli wspólnego z panem Sarranti. Lecz zwykli widzowie wstrząsali głowami pełni zaufania, co znaczyło: Zobaczycie, zobaczycie!
Prokurator królewski ciągnął dalej:
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1117
Wygląd
Ta strona została przepisana.