Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/1088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyby nie sprawy bardzo ważne, które zatrzymują mnie za domem przez dzień cały, byłbym czekał sposobniejszej chwili, aby pogawędzić z tobą poufnie.
— Jakąkolwiek godzinę wybierzesz do pomówienia ze mną, powiedziała pani de Marande uprzejmie, jest to dla mnie zawsze sposobność pożądana, tem bardziej, że zdarza się tak rzadko.
Pan de Marande ukłonił się, ale tym razem na znak podziękowania; potem przysunął fotel do łóżka pani de Marande w ten sposób, aby mógł być naprzeciwko niej.
Młoda kobieta opuściła głowę na rękę i czekała.
— Pozwól, Lidjo, mówił, że nim zacznę o przedmiocie, ponowię ci powinszowania zupełnie szczerze, z powodu twej rzadkiej piękności, która podnosi się codziennie, i która dzisiejszego wieczora, doszła najwyższego szczytu.
— Prawdziwie nie wiem, jak mam odpowiedzieć na podobną grzeczność, cieszy ona mnie tem więcej, że zwykle wymierzasz mi komplementa z pewnym rodzajem oszczędności... Pozwól, mężu, niech się na to użalę, nie robiąc ci jednakże z tego powodu wyrzutów.
— Obwiniaj o to jedynie zamiłowanie do pracy... Cały mój czas jest poświęcony zadaniu, które na siebie włożyłem; lecz jeśliby kiedy wolno mi było przepędzać część moich godzin w słodkiem wytchnieniu, jak to w tej chwili ma miejsce, to wierzaj mi, ten dzień będzie najszczęśliwszym w mem życiu.
Pani de Marande spojrzała na męża ze zdziwieniem, jak gdyby nie było dla niej nic bardziej obcego, jak to co jej teraz powiedział.
— Zdaje mi się, odpowiedziała z całym wdziękiem, jaki mogła nadać swemu głosowi, że ile razy życzyłbyś sobie użyć w ten sposób wolnych chwil od zatrudnień, powinieneś zrobić to co dziś rano, to jest, uprzedzić mnie o swem życzeniu, albo też, dodała uśmiechając się, przyjść nie uprzedzając mnie nawet.
— Wiesz Lidjo, powiedział pan de Marande, że to nie leży w naszych warunkach.
— Warunki sam pan dyktowałeś, a ja przyjęłam je tylko. Ta, która nie wnosząc ci żadnego posagu, otrzymała od ciebie majątek, pozycję... a nawet ocalenie czci swego ojca, ta, powtarzam raz jeszcze, nie mogła przecie dyktować ci warunków.