Strona:PL Dumas - Michał-Anioł i Tycjan Vecelli.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Do kata! rzekł Michał-Anioł, miałżeby to być sam sekretarz, z którym tak się obszedłem; tom leż dopiéro nie lada głupstwo popełnił.
Nieznajomy, nie odwracając się, popchnął drzwi gabinetu umeblowanego po królewsku i zamożnego w przedmioty sztuki największéj wartości.
Dziecię zatrzymało się na progu, oniemiałe i drżące: jego odwaga opuściła nagle; uważał siebie istotnie za zgubionego; obraził osobę nie mało znaczącą, kiedy ta może wchodzić do Wawrzyńca Medyceusza, bez zameldowania się. Gdy usiłował wyjąkać jakie usprawiedliwienie się, podniósł oczy i spostrzegł swego starego fauna na bogatym stoliku.
„Widzisz więc, przyjacielu, rzekł nieznajomy, zawsze tym samym tonem dobroci i słodyczy, że jeżeli kazałem zabrać twego fauna z ogrodu, to dla umieszczenia go w miejscu bardziéj przyzwoitym.
— Ale, mój Boże! zawołał młody artysta, przejęty nowym niepokojem, co powie książę, widząc tę biédną próbkę pośród tylu robót kosztownych?