Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmrużył oczy, sądząc może, biedny szaleniec, że wczorajszy pocałunek powtórnie spiecze mu usta. Uczuł jednak samo tylko jego wspomnienie, jakkolwiek co prawda i ono go piekło.
Maurycy zatem otworzył oczy i ujrzał obie uliczki na prawo i na lewo, błotniste, źle wybrukowane, z barjerami i mostkami na strumyku. Było to siedlisko najordynarniejszej pracy w całej swej nędzy, siedlisko nędzy w całej swej szpetności. Szukał i kombinował przez dwie godziny, lecz nic nie znalazł; dziesięćkroć zagłębiał się w ów labirynt i dziesięćkroć znowu wracał w to samo miejsce, aby nie zabłądzić. Lecz wszystkie te usiłowania były daremne, wszelkie poszukiwania bezowocne. Zdawało się, że mgła i deszcz zmyły zupełnie ślad młodej kobiety.
— Ha!... — rzekł sam do siebie, — marzyłem. Ta kloaka ani na chwilę nawet nie mogła służyć za schronienie mojej pięknej wieszczce z dzisiejszej nocy.