Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Patrz, obywatelu żandarmie... — rzekł — i naucz się lepiej poznawać ludzi.
Żandarm poznał podpis nadzorcy, ale należał do ludzi podejrzliwych, a że właśnie w tej chwili ciągle jeszcze truchlejący nadzorca wychodził z trybunału, żandarm zawoła:
— Obywatelu nadzorco, tu jakiś prywatny chce wyjść z sali umarłych za tym papierem, czy dobry ten papier?
Nadzorca zbladł z przerażenia i pewny, że gdyby spojrzał, zobaczyłby okropną twarz Dixmera, nie patrząc wziął kartę czemprędzej i zawołał:
— Tak, to mój podpis.
— No... — odezwał się Lorin, — kiedy twój, to oddaj mi bilet.
— Nie... — rzekł nadzorca, drąc bilet na tysiąc kawałków, — tego rodzaju przepustki służą tylko na raz jeden.
Lorin przez chwilę nie wiedział, co ma czynić.
— Ha! tem gorzej... — rzekł, ale przedewszystkiem muszę go zabić.
I wybiegł z kancelarji.
Maurycy z łatwem do pojęcia wzruszeniem śledził Lorina i wreszcie ujrzał, że wyszedł.
— Ocalony.... — rzekł do Genowefy w pełnej uniesienia radości, — rozdarto mu bilet i już nie będzie mógł wrócić; wreszcie, choćby wrócił, posiedzenie trybunału już się skończy; wróci o piątej, kiedy my już żyć nie będziemy.
Genowefa westchnęła i zadrżała.
— O! obejmij mnie twojemi ramiony... — rzekła, — i nie opuszczaj mnie odtąd. Boże! dlaczegóż nie może w nas jeden cios uderzyć, dlaczego razem nie możemy oddać ostatniego tchnienia.
Usunęli się w najciemniejszy kąt sali, Genowefa usiadła przy Maurycym i objęła go swemi ramiony, i tak jednem tchnieniem oddychając, najprzód już tłumiąc w sobie wszelką myśl, przejęci miłością, czekali zbliżającej się śmierci.
Minęło pół godziny.
Nagle dał się słyszeć jakiś szmer, żandarmi otworzył dolne drzwi, i ukazał się Samson wraz z pomocnikam niosącymi sznury.