Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.
ÓWCZESNE ZWYCZAJE

Gdy Maurycy Lindey przyszedł do siebie i spojizal wkoło, na prawo, i na lewo, zobaczył same tylko uliczki; szukał, przypominał sobie, ale mieszało mu się w głowie; noc była ciemna, księżyc, który wyszedł na chwilę z poza chmur, aby oświecić piękną twarz nieznajomej, teraz znowu skrył się za niemi. Po chwili okrutnej niepewności, młodzieniec nasz udał się napowrót do mieszkania swego przy ulicy du Roule.
Na ulicy Sainte-Avoie zdziwiło go mnóstwo — patroli, krążących po cyrkule Temple.
— A co to znowu nowego, sierżancie?... — zapytał prowadzącego patrol, który dopiero co czynił poszukiwania na ulicy Fontaines.
— Co nowego?... — odpowiedział sierżant, — oto mój oficerze, chciano dzisiejszej nocy wykraść wdowę po Kapecie z całem jej gniazdem...
— A to jakim sposobem?
— Patrol obcy, dowiedziawszy się, nie wiem za czyjem pośrednictwem o haśle, dostał się do Tempie w ubiorze strzelców gwardji narodowej i miał dopełnić wykradzenia. Szczęściem ten, co grał rolę kaprala, mówiąc z oficerem dyżurnym, użył wyrazu panie i zdradził się, arystokrata!
— Do djabła! — rzekł Maurycy. — A czy przytrzymano spiskowych?
— Nie, patrol zdołał dostać się na ulicę i przepadł.
— Jest jaka nadzieja schwytania łotrów?
— Jednego tylko z nich ujęcie było ważne, mianowicie dowódcy, słusznego, chudego... którego jeden z urzędni-