Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego pomocnikiem, dla mnie więc przypada praca, dla niego korzyść, jak to zwykle bywa we wszystkich biurach, nawet w rewolucyjnych. Niebo i ziemia może się kiedy zmienią, ale biura nie zmienią się nigdy.
— No, to ja ci pomogę, obywatelu... rzekł nadzorca więzienia upity dobrem winem swego gospodarza, a nadewszystko zachwycony pięknemi oczami pani Durand.
— O! dziękuję ci... rzekł sekretarz wojny, każda zmiana przyzwyczajeń i miejscowości przykra jest zwykle dla biednego urzędnika, ja też obawiam się raczej końca mej pracy w Conciergérie, niż jej długiego trwania, pozwól tylko, abym co wieczór mógł przyprowadzić do was panią Durand, któraby się tu nudziła...
— Nie widzę w tem nic nieprzyzwoitego... odrzekł nadzorca więzienia, ucieszony przyjemną rozrywką, jaką mu nastręczał jego kolega.
— Ona dyktować mi będzie to, co mam zapisywać w rubrykach... mówił dalej obywatel Durand, a potem po skończonej robocie, jeżeli ci się podoba dzisiejsza nasza wieczerza, będziesz nas odprowadzał do domu i tu się posilać będziemy.
— Dobrze, byle nie często... głupkowato odrzekł nadzorca więzienia, bo wyznam ci, że łajanoby mię, gdybym później, niż zwykle przyszedł do pewnego domu przy ulicy de Petit-Muse.
Wybiła jedenasta i czas było wracać do domu.
Nadzorca więzienia wstał i pożegnał nowych przyjaciół, oświadczając, że ich znajomość i ich kolacja sprawiły mu jaknajwiększą przyjemność.
Obywatel Durand odprowadził gościa aż na podwórze, a potem wróciwszy do pokoju rzekł:
— No, Genowefa, idź spać.
Młoda kobieta, nic nie odpowiedziawszy, wstała, wzięła lampę i przeszła do pokoju na prawo.
Durand, a raczej Dixmer, patrzył za wychodzącą i na chwilę wpadł w ponure zamyślenie; wreszcie i sam udał się do drugiego pokoju, położonego z innej strony.