Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Komisję zdziwiła niepomiernie taka stałość i tak niepojęty rozsądek dziecka.
— Jak mam spisać protokuł zeznań?... — spytał zakłopotany protokulista.
— Najlepiej będzie poruczyć to Simonowi wtrącił Lorin, wszak nie ma nic do pisania, a lubi tak pisać i tak pięknie pisze.
Simon pogroził pięścią nieubłaganemu nieprzyjacielowi swemu. Lorin rozśmiał się na cały głos.
— Zobaczymy, czy się tak roześmiejesz, kiedy kichniesz w worek... — z szaloną wściekłością wyrzekł Simon.
— Nie wiem, czy przed tobą, czy po tobie spotka mnie ta ceremonja, którą mi grozisz, — odparł Lorin, — ale wiem, że nie jeden śmiać się będzie, skoro na ciebie przyjdzie kolej. Bogowie... O! powiedziałem w liczbie mnogiej... Bogowie! jakiż ty brzydki będziesz wtedy, Simonie!... o!... jaki okropny, jaki szkaradny!...
I wesołym wybuchając śmiechem, Lorin cofnął się za członków komisji, którzy, nie mając tu nic do czynienia, wyszli.
Dziecko, pozbywszy się tych natrętnych gości, siadło na łóżku i melancholicznym głosem zaczęło nucić ulubioną piosnkę swojego ojca.