Strona:PL Dumas - Kawaler de Maison Rouge.pdf/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kiedyśmy widzieli, jak to nieszczęśliwe dziecko uciekało przed zwierzęcą zajadłością Simona, znać było w niem jeszcze trochę sił żywotnych, które oburzały się przeciw niegodnemu postępowaniu szewca z Tempie; dziecko uciekało, krzyczało, płakało, Więc bało się, cierpiało i miało nadzieję. Dziś, obawa i nadzieja już znikły; cierpienie istniało zapewne, lecz to dziecię męczeńskie, któremu w tak okrutny sposób kazano pokutować za błędy rodziców, kryło je w głębi serca i osłaniało pozorami zupełnej nieczułości. Nie podniosło więc głowy, gdy się komisarze ku niemu zbliżyli.
Ci z obecnych, którzy z niejakiem zajęciem a nawet ciekawością przyglądali się małemu więźniowi, zauważyli w nim bladość, szczególną jakąś nabrzmiałość, która była opuchnięciem, i niezwykłe chwianie się na nogach.
— To dziecko jest bardzo chore... — rzekł porucznik tak stanowczo, że aż Fouquier-Tinville obrócił się, chociaż już siedział i badać zamierzał.
Mały Kapet podniósł oczy i szukał niemi tego, który te słowa wymówił.
Poznał młodzieńca, co niegdyś na dziedzińcu w Temple, obronił go od uderzeń Simona. Słodki i pełen rozsądku wyraz wdzięczności zabłysł w jego ciemno-niebieskiej źrenicy, ale na tem się wszystko skończyło.
— A! to ty, obywatelu Lorinie... — rzekł Simon, zwracając tym sposobem uwagę Fouquier-Tinvilla na przyjaciela Maurycego.
— Ja sam, obywatelu Simonie... — odparł nieustraszony Lorin.
— Zauważyłeś, obywatelu... — rzekł oskarżyciel publiczny, — że to dziecko jest chore, czy jesteś lekarzem?
— Lekarzem wprawdzie nie jestem, ale się uczyłem medycyny.
— To powiedz, co mu jest?
— Widzę, że ma oczy i policzki nabrzmiałe, ręce blade i wychudłe, kolana opuchłe, a przy zbadaniu pulsu, przekonałbym się z pewnością, że bije 85 do 90 razy na minutę.
— I czemu nauka przypisać może ten stan więźnia?... — zapytał oskarżyciel publiczny.
Lorin podrapał się w ucho:
— Na honor! obywatelu... — odpowiedział, — nie znam