Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten uprzątnął już był Starannie jedną butelkę zaczętą, która mu się należała z prawa. Patrząc też z miną zdumioną na pana, który był zwykle nader wstrzemięźliwy.
— Wina? — powtórzył:
— Jużci-wina! — rzekł Gaston niecierpliwie — wina! Pić mi się chcę... cóż tobie wtem — tak dziwnego?
— Nic, panie — odpowiedział Oven.
I poszedł pode drzwi oznajmić rozkaz«pana humerowemu, który przyniósł drugą butelkę.
Gaston nalał sobie kieliszek wina jeden, potem drugi, a Oven szeroko wytrzeszczał zdumione oczy.
Aż uważając, że obowiązkiem jest jego, a zarazem interesem, gdyż i ta druga butelka do niego należała, zatrzymać pana na tej smutnej pochyłości, na którą zdawał się staczać:
— Panie — oświadczył — słyszałem, że niedobrze jest pić w mróz podczas jazdy konnej. Mamy jeszcze drogę daleką do noclegu, a im dłużej się zatrzymamy, tem będzie zimniej, nie icząc, że gdybyśmy zadługo bawili, to możemy nie dostać koni na poczcie.
Gaston zatopiony był w myślach i ani słowa nie odpowiedział na tę uwagę, zkądinąd słuszną.
— Zwrócę uwagę: panu — mówił dalej Oven — że niedługo będzie godzina trzecia, a noc zachodzi o wpół do czwartej.
To naleganie lokaja zdziwiło Gastona.