Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to ułaskawienie czterech skazanych! Wtedy dopiero wyjaśniło się wszystko i poświęcenie Gastona wyszło na jaw.
Zakonnicy chcieli wyprawić nabożeństwo, ale prezes Chateauneuf, obawiając się rozruchów w Nantes, rozkazał odprawić mszę cichą, bez żadnej wystawy. W wielką środę pogrzebano ciała skazanych. Lud nie został dopuszczony do kaplicy, gdzie spoczywają ich zwłoki przysypane wapnem, które spaliło je odrazu.
Tak się zakończyła tragedya w Nantes.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

We dwa tygodnie po egzekucyi zielona kareta, ta sama, która w początku naszego opowiadania wjeżdżała do Paryża, wyjeżdżała przez te same rogatki i skierowała się na drogę do Nantes.
Młoda dziewczyna, blada i martwa, siedziała w karecie obok zakonnicy Augustyanki, która za każdem spojrzeniem na towarzyszkę wzdychała i ocierała oczy.
Jakiś jeździec na koniu czekał na karetę w pobliżu Rambouillet; okryty był długim płaszczem, po same oczy. Obok niego stał drugi, w takim samym płaszczu. Gdy kareta minęła ich jeździec westchnął głęboko i dwie łzy spłynęły po jego twarzy.
— Żegnam cię! szepnął. — Żegnam cię, moja pociecho! moje szczęście! moja Heleno! Żegnam cię, moje dziecię!