— Na pocztę mam pisać?
— Tak! będzie to trzygodzinna zwłoka, nic więcej. Moi ludzie są przy nadejściu każdej poczty i przynoszą mi listy.
— Łatwo to mówić Waszej Dostojności — powiedział, śmiejąc się, Gaston. — Ale ja nawet tego nie wiem, gdzie jestem, nie wiem nazwiska ulicy, ani numeru; przywieziono mnie tu po ciemku, jakżebym mógł trafić. Żądałeś odemnie, Mości książę, czasu do namysłu; zostawiam ci czas do jutra, do jedenastej; o tej godzinie przyślij po mnie. Musimy starannie obmyślić wszystkie szczegóły planu, żeby go uchronić od rozbicia.
— Zgoda! — zawołał Regent. — Jutro więc o jedenastej zgłosi się ktoś do ciebie, kto cię tu przyprowadzi, i rozmówimy się ostatecznie.
— Wasza Dostojność pozwoli się pożegnać — rzekł Gaston, kłaniając się. Regent oddał ukłon.
W przedpokoju Gaston zastał przewodnika, który go przywiózł. Zauważył tylko, że w powrotnej drodze przeprowadzono go przez ogród i że wyszedł innem wyjściem, niż wszedł. Powóz czekał na niego i uniósł go szybko na ulicę Bourdonnais.