— Więc cóż widziałeś?
— Śliczną, młodziuchną Bretonkę: szesnaście do siedemnastu lat, ładną jak sam Amor, jadącą prosto od Augustynek w Clisson w towarzystwie starej mniszki, którą, jako zbyteczną, wysłano natychmiast z powrotem do klasztoru.
— Dubois! często przychodzi mi na myśl, że ty jesteś dyabeł i że przybrałeś ludzką postać, ażeby mnie zgnębić!
— Żeby cię zbawić raczej, Mości książę!
— Zbawić mnie... nie przypuszczałem tego!
— I cóż, Mości książę — mówił Dubois z szatańskim uśmiechem — zadowolony jesteś z małej?
— Zachwycony nawet! jest prześliczna...
— Sprowadziłeś ją też z daleka, Mości książę. Byłbyś pokrzywdzonym, gdyby się trud nie opłacił.
Regent zmarszczył brwi — ale po zastanowieniu, zrozumiał, że Dubois wie tylko część prawdy, ale nie całą, i uśmiechnął się.
— Stanowczo, Dubois, jesteś wielkim człowiekiem! — powiedział.
— Ty jeden, Mości książę, nie wiedziałeś o tem dotąd. A jednak okazujesz mi niełaskę,.
— W czem?
— Kryjesz się przedemną z miłostkami.
— Nie gniewaj się, Dubois
— Miałbym jednak prawo!
— Dlaczego?
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/147
Wygląd
Ta strona została przepisana.