Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie pani, zabroniono mi tego.
— Kto zabronił?
— Osoba, która przyjdzie do pani.
— Więc jest pani zmuszoną do bezwzględnego posłuszeństwa względem tej osoby?
— Więcej, niż do posłuszeństwa, bo do najgłębszego uszanowania.
— Więc to ktoś tak bardzo znakomity?
— Jest to jeden z najznakomitszych panów we Francyi.
— I ten wielki pan jest moim krewnym?
— Bardzo blizkim nawet.
— Na miłość boską, pani Desroches, nie pozostawiaj mnie w takiej niepewności!
— Miałam już zaszczyt powiedzieć pani, że są pytania, na które zabroniono mi stanowczo odpowiadać.
Pani Desroches zwróciła się ku drzwiom.
— Odchodzisz już pani? — zawołała Helena.
— Pani rozbierać się będzie.
— Ależ...
Pani Desroches złożyła głęboki ukłon pełen uszanowania, wyszła tyłem i zamknęła drzwi za sobą.
Przez ten czas, gdy się to działo, w pawilonie hotelu pod Królewskim Tygrysem, winnym pokoju tegoż samego hotelu, człowiek jakiś siedział przed ogniem, płonącym na kominku; otrząsał buty ze śniegu i rozwiązywał sznurki od wielkiej teki.