Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak myślę — odpowiedział flegmatycznie młodzieniec.
— Ale widzicie, człowiekiem tym, który tu jest winien — mówił dalej książę Bretanii, napełniając znowu swój kubek i podnosząc go do ust — człowiekiem tym... jest... nie kto inny, jak tylko ów niegodny Clisson! Zaręczam wam, że prawdą jest, co mówię — tak, jak prawdą jest, że hypokras ten, który zresztą, jak się zdaje, nie smakuje wam, zrobiony jest z najlepszych gron, jakie zbierają pod Dijonem, z najlepszego miodu, jaki pszczoły składają w okolicach Narbony, i z najaromatyczniejszych ziół, jakie ziemie Azyi wydają!...
Kończąc te słowa, książę wypróżnionym już kubkiem i pięścią zarazem z całej siły w stół uderzył.
— I mnie się tak zdaje, Mości książę — odpowiedział J. M. de Craon ze spokojem. Zdawał się on, jakby umyślnie tem większy okazywać spokój, im więcej zapalał się książę Bretanii.
— I opuściliście Paryż z tem przekonaniem, nie starając się zemścić na tym człowieku? Miałem przez chwilę ten zamiar, ale wstrzymała mnie pewna myśl.
— Jakaż to, jeśli wolno wiedzieć? spytał książę, wyciągając się na fotelu.
— Jaka? — powtórzył Piotr, a oparłszy łokieć o stół tak, jak to czynił książę Bretański, położył podbródek na dłonie i, wlepiwszy wzrok w księcia, tak mówił dalej:
— Jaka — chcecie wiedzieć, Mości książę! Oto taka: Powiedziałem sobie, człowiek ten, który mnie obraził, mnie, prostego rycerza — obraził pewnego dnia ciężej jednego z najpierwszych mężów Francyi, księcia pewnego, i to księcia tak potężnego i tak bogatego, że mógłby był wojnę prowadzić z królem! Książę ten darował razu pewnego zamek de Gare sławnemu wówczas Janowi Chan-