Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W stroju tym było coś tak prostego, tak powiewnego i anielskiego, że dziewica wydawała się zjawiskiem nie z tego świata, gdyby nie tłumione łkania, z piersi jej się wydzierające, które wyraźnie dowodziły, że i ona jest córą ziemi, zrodzoną z kobiety i do cierpień stworzoną.
Słysząc te łkania, nieznajomy poruszył się, dziewczę się odwróciło... Nieznajomy pozostał nieruchomy przy drzwiach, widząc ją tak smutną i tak bladą.
Wtedy ona podniosła się i, powoli postąpiwszy kii młodzieńcowi, który patrzał na nią milczący i zdziwiony, przyklękła na jedno kolano.
— Co robisz, Odetto? — zawołał — i co znaczy ta postawa?
— Robię to — odpowiedziała dziewica z godnością, wstrząsając głową — co robić powinnam i co każda mnie równa zrobić powinna, gdy się znajduje wobec tak wielkiego pana i księcia.
— Ty śnisz, chyba, Odetto!?
— Oby się Bogu podobało, abym śniła, Mości Książę, i obym się po zbudzeniu była taką, jaką byłam, zanim was poznałam, bez łez w oczach i bez miłości w sercu!
— Na moją duszę! albo ci się w głowie pomieszało, albo ci kto kłam jakiś podszepnął!
Przy tych słowach objął ją ramionami i podniósł z ziemi, ale ona, odpychając go zlekka obiema rękoma, choć nie mogła zerwać więzów, które ją trzymały, cofnęła się i rzekła:
— Nie pomieszało mi się w głowie, książę, ani też nikt kłamliwemi słowy mnie nie złudził. Widziałam was!...
— Gdzież to!?
— W orszaku, rozmawiającego z królową, panią naszą; poznałam was, chociaż byliście wspaniale przystrojeni, Mości Książę!...