Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była już godzina siódma wieczorem, pogoda była chmurna, noc się zbliżała; odwiązał konia, który stał opodal przy młynie, a o którym wspominaliśmy wyżej, i skierował się drogą ku Bray-sur-Seine.
Mimo dokuczliwego zimna, jakie się czuć dawało, mimo ciemności, które co chwila gęstszemi się stawały, de Giac jechał noga za nogą. Pogrążony był w ponurych myślach; krwawa rosa nie orzeźwiła jego czoła, śmierć księcia zaspokoiła tylko połowę jego pragnień zemsty, a dramat polityczny, w którym tak czynną odegrał rolę, skończony dla wszystkich, dla niego tylko miał jedno mieć jeszcze rozwiązanie.
Było już wpół do dziewiątej, gdy pan de Giac przybył do Bray-sur-Seine. Zamiast jechać przez wieś, objechał ją wokoło, przywiązał konia do muru, opasującego ogród, otworzył furtkę, wsunął się cicho do domu własnego i zaczął wchodzić po ciemku na kręte i wązkie schody, prowadzące na pierwsze piętro. Kiedy był już na ostatnim stopniu, przez nawpół uchylone drzwi błysnęło światło, wskazując mu kierunek, w jakim się znajdował pokój jego żony. Zbliżył się i stanął na progu; piękna Katarzyna była sama, siedziała z ręką opartą na małym rzeźbionym stoliczku, pokrytym owocami; szklanka, do połowy tylko wypróżniona, świadczyła, iż młoda kobieta zapomniała o swym lekkim posiłku i zatonęła w marzeniu. Widok taki rozkosznym i słodkim jest dla oczu człowieka, będącego tych marzeń przedmiotem, piekielnym zaś dla tego, komu rzeczywistość, jątrząc rany zazdrości, szepce: „Nie o tobie tu myślą. Nie o tobie myśl słodki uśmiech na tę piękną twarz sprowadza...“
De Giac nie mógł dłużej znieść tego widoku. Zamydlenie Katarzyny było tak głębokie, iż wszedł niesłyszany przez nią. Nagle trzasnął gwałtownie drzwiami. Kata-