Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Burza zawisła na niebiosach, deszcz drobny i napół zmarznięty padać zaczął, ciężkie chmury, jak fale wzburzonego oceanu, toczyły się po niebie. Ralff stąpał powoli i poważnie.
De Giac nie widział nic, nie czuł nic, cała jego istota przeszła w jedną, jedyną myśl — myśl strasznej zemsty. Kobieta ta zdradą wiary małżeńskiej złamała całą jego przyszłość.
De Giac marzył o żywocie prawdziwie rycerskim. Sława wojenna i rozkosze miłości — oto były jego jedyne cele. Kobieta ta piękna, której zostawało jeszcze lat dwadzieścia piękności, była jakby urną, w której młody ten i szlachetny pan złożył szczęście wszystkich dni swoich. A teraz wszystko stracone, miłość zginęła, do wojny już nie miał ochoty. Ta jedna myśl, myśl podwójnej, strasznej zemsty, pożerała go, głuszyła w nim wszystkie inne myśli, do szaleństwa go przywodziła. Deszcz padał coraz gęstszy, silniejsze powiewy wiatru gięły potężne, przydrożne drzewa. Woda spływała po obnażonem czole de Giaca, który tego nie czuł nawet, krew przez chwilę w ścieśnionem sercu uwięziona, teraz buchała mu do głowy, żyły na skroniach jego, jak grabę sznury, nabrzmiały. Przed oczyma widział rzeczy dziwne: takie, jakie zapewne widzi człowiek w chwili, gdy go szał ogarnia, myśl ciągle ta sama, niezmierna i paląca, wrzała mu w mózgu, łamiąc się i przerabiając i za cały rezultat tej walki, dając tylko szał zemsty i zemsty pragnienie.
— O — zawołał nagle — szatanowi oddałbym się chętnie, gdyby mi w zamian dał nasycenie zemsty!
W tej samej chwili Ralff odskoczył w bok i przy blasku rozdzierającej horyzont błyskawicy de Giac obaczył, że tuż obok niego nieznajomy jakiś jeździec kroczy.