Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazajutrz słyszeć można było jeden tylko krzyk, jak jedną była ogólna potrzeba: „Chleba! chleba!“
Książę ukazał się na balkonie i chciał mówić, ale wrzaski zagłuszyły głos jego; zszedł więc, rzucił się bez broni z odkrytą głową w środek tego zgłodniałego i wynędzniałego ludu, podając rękę wszystkim, rzucając złoto pełnemi garściami. Tłum zamknął się za nim, dusząc go i cisnąc swą masą, przerażając zarówno swą lwią miłością, jak swym tygrysim gniewem. Książę czuł już, że jest zgubiony, jeśli moralnym wpływem słowa nie stawi oporu tej przerażającej sile fizycznej; znowu tedy spróbował mówić, lecz głos jego przebrzmiał nieusłyszany, wreszcie zwrócił się do jakiegoś człowieka z tłumu, który zdawał się mieć pewien wpływ na masy. Człowiek ten wszedł na kamień i zawołał:
— Uciszcie się! książę chce mówić, posłuchajmy go!
Tłumy posłuszne ucichły. Książę miał na sobie kaftan aksamitny, złotem haftowany i kosztowny łańcuch na szyi; człowiek zaś ów miał tylko na głowie stary czerwony kapelusz, kaftan koloru krwi i nogi gołe. Jednakże ten oberwaniec uzyskał to, czego uzyskać nie zdołał potężny Jan książę Burgundzki.
Człowiek ten równie szczęśliwym był w innych rozkazach, jak w pierwszym. Kiedy spostrzegł, że cisza już zapanowała, rzekł:
— „Rozstąpcie się i stańcie kołem!
Tłum się rozsunął. Książę, gryząc wargi aż do krwi ze wstydu, że musiał uciekać się do takich środków i posługiwać się takim człowiekiem, wszedł znowu na balkon, żałując, że z niego schodził. Człowiek ów z tłumu szedł za nim, rzucił wzrokiem po tłumie, aby się przekonać, czy gotów jest słuchać tego, co chciano mu oznajmić, potem, zwracając się do księcia, rzekł: