Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piękny, tak miody! on, który nic im nie zawinił!.... Ah! oni go zabiją, jak już zabili Ludwika Orleańskiego, który również nic im złego nie uczynił... A król?... król, który widzi te morderstwa, który stąpa we krwi, a gdy się potknie, opiera się na mordercach! Król szalony, król bezrozumny!... Oh! mój Boże! mój Boże! miej litość nade mną!... Ocal mnie! pomścij mnie!...
— Miłosierdzia! — wzywała Karolina.
— Przekleństwo! — wołał Leclerc.
— Ja mam wyjechać!... Oni chcą, żebym wyjechała! Oni sądzą, że ja wyjadę!... Nie, nie... Wyjechać, nie wiedząc, co się z nim stało!... O, nie! Poszarpią mnie chyba w kawałki! Zobaczymy, czy ośmielą się podnieść rękę na swoją królowę. Uczepię się tych sprzętów rękoma i zębami... Ah! muszą mi powiedzieć, co się z nim stało, albo lepiej, gdy noc ciemna zapadnie, sama pójdę do więzienia...
Królowa wzięła do ręki szkatułkę i otworzyła ją.
— Patrzcie, mam złoto!... dosyć złota na okup człowieka, ciała jego, krwi jego i duszy jego; a jeśli tego za mało, mam jeszcze klejnoty, perły, za które kupićby można całe królestwo! Wszystko to oddam dozorcy więzienia i powiem mu: „Oddaj mi go żywego!... oddaj go, nie dotknąwszy jednego włosa z jego głowy, a wszystko to złoto, perły, brylanty, wszystko to będzie twoje! twoje!... boś mi darował więcej, niż to wszystko warte, i pozostanę jeszcze dłużniczką twoją i dam ci więcej jeszcze skarbów“.
— Najjaśniejsza pani — rzekł Leclerc — jeśli rozkażesz, pójdę do Paryża. Mam przyjaciół, zbiorę ich i uderzymy na Châtelet.
— Tak, tak — rzekła królowa z goryczą — i przyśpieszycie śmierć jego, nieprawdaż?!... A jeśli nawet