Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drżenia przebiegały całe to słabe ciałko i zaraz po nich krople zimnego potu ukazywały się na jej czole. Nareszcie drżenia te i ruchy stały się coraz częstsze, głucho westchnienia wydobywały się z jej piersi, słabe jakieś i pełne przerażenia okrzyki dowodziły, że walczyła z jakąś marą senną. Karol, widząc, że sen jej stał się ciężkim i że cierpi w nim, obudził ją.
Odetta otworzyła oczy, wzrok jej, już niepewny i jakby przyćmiony, przebiegł po wszystkich przedmiotach, otaczających ją, nakoniec zatrzymał się na królu. Poznała go i wydała okrzyk radości.
— Ach! więc jesteś jeszcze?!... Więc to był sen tylko i jeszcze cię nie opuściłam!...
Karol przycisnął ją do serca.
— Wyobraź sobie, ukochany mój Karolu — mówiła — że zaledwie usnęłam, ukazał mi się we śnie anioł u stóp łoża mego, oto tam. Miał u czoła aureolę świetlną, u ramion miał skrzydła białe, a w ręku palmę. Popatrzył na mnie łagodnie i rzekł mi:
— „Przychodzę po ciebie, wzywa cię Pan!“ Pokazałam mu tedy, iż trzymasz mnie w swem objęciu u serca swego i że cię opuścić nie mogę. On dotknął mnie palmą swoją i poczułam, że i ja mam skrzydła. Potem nie wiem, jak się to stało, ale ja czuwałam, a tyś spał. Wtedy anioł uniósł się ku niebu, a ja podążyłam za nim, widząc cię w moich objęciach... I tak razem dążyliśmy ku niebu. Z początku byłam bardzo szczęśliwa, czułam się silną i lekką, i oddychałam swobodnie, ale wkrótce poczułam, że, dźwigając ciebie, za wielki biorę ciężar. Mimo to, ciągle wznosiłam się ku górze, lecz oddech mój stawał się coraz trudniejszy... Chciałam obudzić cię i nie mogłam, spałeś snem ciężkim, niezbu-