Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szepnął głosem ponurym — czy być może, żeby ona umrzeć miała?!... Więc nieodwołalnie już mam ją utracić? Jeżeli tak, to nie opuszczę już jej, póki żyje, ani na chwilę! Nie, nic na świecie stąd mnie odciągnąć nie zdoła.
— A jednak jednem słowem skłonię do odejścia Waszą Królewską Mość. Wzruszenie, wywołane obecnością króla, może uczynić boleśniejszem i trudniejszem do przejścia całe przesilenie, a od tego wszystko zależy. Jeżeli jest jaka choć mała nadzieja, to cała ona w tem jedynie spoczywa.
— Jeżeli tak, odejdę natychmiast!... już idę! zostawiam ją twoim staraniom! — zawołał król.
Potem, zbliżywszy się do Odetty, uścisnął ją serdecznie w swych objęciach.
— Odetto — rzekł — bądź cierpliwą i odważną, chciałbym nie opuszczać cię w tej strasznej chwili, lecz, lekarz utrzymuje, że to jest konieczne. Zachowaj się dla mnie! Powrócę wkrótce.
— Żegnam cię, panie — smutnie rzekła Odetta.
— Ja cię nie żegnam, lecz mówię: do widzenia!
— Oby to Bóg dozwolił — szepnęła, zamykając, oczy i opuszczając głowę na poduszki.
Król powrócił ze łzami w oczach do pałacu św. Pawła, zrozpaczony; zamknął się w swojej komnacie i przebył tam dwie godziny, które wydały mu się dwoma wiekami, napróżno starając się myśleć o czem innem, dręczony bezustannie jedną myślą. Karol sam doznawał w tej chwili dotkliwego bólu głowy, błyskawice przebiegały mu przed oczyma; ściskał dłońmi rozpalone czoło, jakby dla zatrzymania uciekającego rozumu, który od tak niedawna powrócił i znowu go chciał opuścić. Wreszcie po jakimś czasie, nie mogąc dłużej wytrzymać, opu-