Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biła, straszno było i litość brała, widząc i słysząc, co się tam działo. Z czterech, którzy się palili, dwóch już zwęglonych i martwych leżało na podłodze. Byli to: młody hrabia de Joigny i J. M. pan de Poitiers. Dwóch innych wyniesiono na pół spalonych; byli to J. M. pan Henryk de Guisac i nieprawy syn de Foix, który jeszcze umierającym i coraz słabnącym głosem powtarzał ciągle:
— Ratujcie króla! ratujcie króla!...
Piąty, który zdołał się wydrzeć i uciec, był to pan de Nantouillet. Wybiegł on z pałacu cały w płomieniach, lecz przypomniał sobie, że, idąc na maskaradę, widział był w pobliżu zamku piwnicę, w której stały wielkie kadzie z wodą do płukania butelek i dzbanów. Przypomniawszy to sobie, pobiegł w tym kierunku i wskoczył w jedną z tych kadzi. Ta przytomność umysłu ocaliła go.
Król zaś dał się poznać księżnej de Berri, ciotce swojej, która, pokazując mu Izabellę zemdloną na rękach swoich dam honorowych, wymogła na nim, aby pobiegł jak najprędzej do swoich apartamentów i natychmiast się przebrał. Przerażenie, jakiego wszyscy zebrani doznali z jego powodu, przeminęło szybko, gdyż w parę minut wszedł król już bez maski na salę, w ubraniu, jakie zwykle nosił. Izabella otrzeźwiała dopiero, gdy usłyszała głos jego, i długo jeszcze uwierzyć nie chciała, aby to był on sam i aby mu się nic złego nie stało.
Książę Orleanu był prawdziwie w rozpaczy, jako sprawca tak wielkiego nieszczęścia. Wstał on i mówił wszystkim, kto tylko mógł i chciał słuchać, że wszystko na niego samego spaść powinno, i odpowiedzialność, i żal, i kara, i że teraz, gdy widzi, jak wielkie przez, jego lekkomyślność i nieuwagę stało się nieszczęście, dałby życie swoje, żeby mógł cofnąć śmierć tych nieszczęśliwych.
Wieść o tym wypadku szybko rozeszła się po całem