Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pione jest serce moje ciosami, jakie on otrzymał, niżeli gdyby miecze tych łotrów mnie samego dotknęły.
Lekarze wzięli się do opatrunku, ale Karol tak był niespokojny i niecierpliwy, że, nie dając im dokończyć, wołał co chwila:
— Odpowiedzcież mi raz nareszcie!... Czy życie jego jest zagrożone?!
Wreszcie ten, który wydawał się najbieglejszym pomiędzy nimi, odwrócił się, mówiąc:
— Nie, Najjaśniejszy panie, zaręczam Wam, że za dni piętnaście Wielkiego Marszałka na koń podsadzimy.
Król, usłyszawszy tak dobrą nowinę, nie mając przy sobie ani łańcucha jakiego, lub sakwy, którąby mógł wynagrodzić zwiastuna dobrej wieści, pocałował go. Potem podszedł do łoża Wielkiego Marszałka i zapytał:
— No i cóż, Olivierze, czy słyszysz? — za piętnaście dni będziesz tak zdrów, jakby ci się ten przypadek wcale nie był wydarzył. Dobre daliście nam wiadomości, panowie lekarze, nie zapomnimy też tego wcale. Co do ciebie, marszałku, nie troszcz się o nic, jeno o to, abyś wyzdrowiał; powiedzieliśmy bowiem i powtarzamy raz jeszcze, że nikt nigdy na świecie takiej nie otrzymał kary, jak ta, jaką my wymierzymy, a nigdy zbrodnia ciężej odpokutowaną nie była, nigdy krew rozlana więcej krwi na pomstę nie otrzymała!... Pod tym względem polegajcie na mnie. Rzecz ta do mnie już należy.
— Niech Bóg was ma w swej opiece, Najjaśniejszy panie — rzekł marszałek — i niech was przedewszystkiem wynagrodzi za te odwiedziny, sercu memu tak miłe.
— Nie będą one ostatnie, mój zacny Clissonie; wydam bowiem zaraz rozkaz, aby was przeniesiono do mego pałacu.
Clisson chciał podnieść do ust rękę królewską, ale Karol nachylił się ku niemu i ucałował go, jak brata.