Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jeżeli płuczący chciał nieść pomoc swemu towarzyszowi, zabijano go wystrzałem ze strzelby. Meksykanie przeciwnie; a Meksykanie prawie byli wszyscy z prowincyi Sonora. Meksykanin zbliżał się jako przyjaciel, rozmawiał, wypytywał się o obfitość plonu i tak rozmawiając zabijał kopiącago, zadając raz nożem. Dwóch naszych ziomków zabitych zostało tym sposobem przez Amerykanów. Dwóch Meksykanów chciało nas wyprawić na tamten świat, lecz zabiliśmy obu.
Następnie zważywszy, iż wypadkiem tej rzezi byłoby nieochybnie pozostawić swe kości, wyprawiliśmy gońców do Mormons, Murfys, Jamstown do Jaksonville wzywając Francuzów na pomoc. Nazajutrz, 350 francuzów przybyło uzbrojonych wybornie. Amerykanie ze swej strony wezwali swoich, i wzmocnieni zostali. Około 8 wieczorem, Francuzi przybywający z 100 ludźmi, przybyłemi z sąsiednich placerów nam na pomoc, oznajmili nam o swej obecności, założywszy obóz pomiędzy dwoma górami panującemi nad drogą. — Uzbroiwszy się, opuściliśmy nasze doły i pospieszyliśmy się połączyć z naszymi ziomkami.
Kilku Amerykanów uznawszy niesprawiedliwość swych współbraci, złączyło się z nami. Dwustu Meksykanów pospieszyło za nami: reszta miarkując że przyjdzie do walki, rozpierzchła się. Co do nas, rozpostarliśmy się na szczytach gór panujących nad drogą. Trzystu pięćdziesięciu jeźdźców przybyłych nam na pomoc stało na samej drodze.