Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wiadomo jak ten rozgłos donośny, rozgłos powtarzany na świat cały, rozszerzył się brzmieniem — złoto! A najprzód słuchano tego rozgłosu z obojętnością powątpiewania.
Amerykanie, ci pracowici karczownicy, uznali już rzeczywiste bogactwo kraju, to jest żyzność ziemi. Ktokolwiek zasiał i zebrał raz, i porównał zasiew ze zbiorami, ten był pewny zrobienia majątku. Czyliż potrzebował podnieść głowę od pługa, na ten okrzyk — złoto! Co więcej, pokazywano próbki tego złota. Pochodziły z okolicy zwanej Widłami Ameryki, lecz kapitan Folson któremu je pokazywano, wzruszył ramionami mówiąc — »To jest mika«.
Gdy się to działo, dwóch lub trzech gońców w towarzystwie kilkunastu Indyan przybyło z twierdzy Sutter. Szukali narzędzi potrzebnych do płóczki piasku. Mieli kieszenie wyładowane proszkiem złotym i cuda opowiadali o tem odkryciu, które zamieniło rzekę Sacramento w nowy Paktol.
Kilku mieszkańców miasta udało się z nimi w zamiarze przyjęcia służby u pana Sutter, żądającego robotników. Lecz w tydzień potem wrócili po narzędzia na swój rachunek, opowiadając o tych kopalniach daleko więcej cudowniejsze rzeczy jak pierwsi. Wtedy szał opanował mieszkańców miasta, robotników w porcie i majtków okrętowych.
Pan Colton, alkad Sonomy tak pisał 29 lipca: »Gorączka szukania złota przeniknęła tutaj; nie można już znaleść ani robotników ani rolników, wszyscy mieszkańcy nasi wyruszyli do Sierra Neyada.