Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Te okropne stworzenia wzbudzały trwogę w naszym towarzyszu Alunie, a przecież gdy mówił o tych potworach prawie bajecznych, objawiał raczej uczucie wstrętu jak obawy.
W innym dniu (działo się to u podnóża gór skalistych, pomiędzy tymże podnóżem a jeziorem, któremu dotąd żaden z podróżnych nie nadał nazwy) Aluna ścigany przez Indyan, mając kurek swej strzelby zepsuty, widząc, że koń jego upada na siłach, i wnosząc, że Indyanie na świeżych koniach zapewne go dogonią, postanowił korzystać z ciemności nocy szybko zapadającej, przez wybieg, z którego, jeżeli kiedykolwiek znajdzie się w ostateczności, nieomieszka korzystać.
Wybieg ten był bardzo prosty; wypuścił bowiem samego konia a sam pozostał; a ztąd im bardziej Indyanie zbliżać się będą do konia, który bez jeźdźca podwoi szybkość, tem dalej będą się znajdować od jeźdźca.
W skutku tego, zwrócił się do lasku sosnowego i oswobodziwszy nogi ze strzemion, w chwili gdy przejeżdżał pod jednem drzewem pochwycił za grubą gałęź i zawiesił się na niej, koń dalej pędził. Aluna zaczepił się nogami na tej samej gałęzi, którą rękami obejmował, i w kilka chwil potem dostał się na środek drzewa.
Kilkunastu dzikich przejechało cwałem. Aluna widział ich i słyszał, lecz żaden z nich nie widział jego. Gdy się oddalili, Aluna zeszedł z drzewa i szukał miejsca na nocleg Po kilku chwilach wynalazł pieczarę; których jest mnóstwo przy podnóżu gór Skalistych; ta jaskinia łączyła się z ogromną pieczarą, rozległą lecz ciemną, ponieważ oświetlona była tylko przez wejście którem się dostał Alu-