Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/997

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc, Andreo, teraz swobodniej już możesz oddychać? — zapytał Filip siostrę.
— O! tak, swobodniej, jednak nie bez bólu.
— A siły twoje?
— Jestem bardzo osłabioną, dziś jednak próbowałam parę razy przejść od kanapy do okna; dość dobrze mi się to udało. Powietrze, kwiaty, jakie to dobre i piękne rzeczy, zdaje mi się, że w takiem otoczeniu umrzeć niepodobna.
— Jednakże czujesz się jeszcze bardzo słabą, Andreo?
— Nie uwierzysz jak słabą! — gdyby nie to, że się opieram o meble, kroku postąpićbym nie mogła; zdaje mi się, że nogi moje niezdolne są już teraz udźwignąć ciężaru ciała.
— Bądźmy dobrej myśli, Andreo, z każdym dniem siły powracać ci będą, mam nawet nadzieję, że za jaki tydzień będziesz mogła zjawić się już u następczyni tronu, która się ciągle z największą czułością o zdrowie twoje dowiaduje.
— Bardzobym rada, Marja-Antonina jest tak dobra dla mnie!
W tej chwili Andrea przycisnęła piersi ręką i przymknąwszy oczy, przechyliła wtył głowę.
— Co ci jest, Andreo, — niespokojnie zapytał Filip. — Co cię boli?
— Czuję ból i ściskanie w piersiach, czasami krew uderza mi do głowy, czuję szum i robi mi się słabo.