Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/948

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.
    LXV
    FAJERWERK

    Zaledwie brat i siostra stanęli obok siebie, okrzyk radosny dał się słyszeć w tłumie. Pierwsze rakiety zaczęły krążyć w powietrzu. Ruggieri nie zawiódł oczekiwania, ognie zapowiadały się świetnie.
    Świątynia hymenu zajaśniała najprzód olśniewającem światłem; potem z paszcz delfinów popłynęły ognie, łącząc się z różnokolorowemi strumieniami, lejącemi się z urn upostaciowanych rzek.
    Lud nie posiadał się z radości i podziwienia, okrzyki były ogłuszające.
    Andrea, dla której wszystko, co widziała w tej chwili, było nowością, znajdowała się zupełnie pod wpływem uroku.
    — Patrz, jakie to piękne, — Filipie! — zawołała, widząc w powietrzu nową rakietę.
    — O! mój Boże! — krzyknął Filip — to zbłąkana raca, jeżeliby padła na zapasy!...
    Jeszcze nie skończył tych słów, gdy huk straszny, równający się stu wystrzałom armatnim, rozległ się w powietrzu. Ziemia zadrżała pod nogami tłumu.
    Błędna rakieta padła na cały zapas ogni bengalskich, ukryty z drugiej strony pomnika, a te,