Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/939

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spodziewam się, że zapomnisz o tem, księżno — rzekł delfin, obejmując lekko młodą kobietę, która w tej chwili mogła czuć oddech jego na swojej twarzy. — Zechciej pamiętać, że odtąd masz zawsze przy boku wiernego przyjaciela i obrońcę.
W tej chwili drzwi od galerji uchyliły się zlekka, a stary król przez szparę zagłębił wzrok ciekawy w sypialnię, już słabo oświeconą dwiema tylko świecami, dopalającemi się w wyzłacanym kandelabrze. Uśmiech zaigrał na jego twarzy. Gdy wtem huk straszliwy wstrząsnął całym pałacem; równocześnie kolumna białawo-zielonych płomieni uderzyła o okno, wszystkie szyby popękały i z brzękiem padły na podłogę — posąg marmurowy, stojący pod oknem, został zdruzgotany, poczem światło znikło, wznosząc się w górę, jak meteor.
Ostatnie dwie świece zgasły od wiatru, który wpadł do pokoju przez wybite szyby. Delfin, oślepiony, pełen trwogi, usunął się aż pod ścianę, o którą się oparł.
Marja-Antonina padła u stóp klęcznika, nawpół omdlała, i pozostała tam, nie śmiąc ruszyć się z miejsca.
Ludwik XV, przerażony, wrócił do siebie. Tymczasem lud nagromadzony tłumnie w Wersalu i Paryżu uciekał, jak stado spłoszonych ptaków, starając się co prędzej schronić pod jaki dach gościnny.
Grad duży, gęsty, wybijał okna, pustoszył zasiewy, niweczył pracę rolnika.
Księżna, ukrywszy głowę w dłoniach, modliła się, łkając głośno.