Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/889

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż?
— A jest prawdziwie piękną.
Oczy hrabiny zabłysły złowrogo; kroi zrozumiał natychmiast, że powiedział za wiele.
— Ależ ty sama, hrabino, z pewnością musiałaś być w tym wieku okrąglutką, jak pasterki Boucher’a.
Pani Dubarry, ułagodzona cokolwiek, ciągnęła dalej, przymilając się królowi.
— Więc panna de Taverney ]est tak bardzo piękna?
— Alboż ja wiem; mówiłem tylko, że nie chuda.
— A zatem musiałeś się jej dobrze przyjrzyć, Najjaśniejszy Panie.
— Kochana hrabino, po co zastawiasz na mnie sidła? Wiesz przecie, że mam wzrok krótki, widzę rozmiary, ale szczegółów oko moje nie dojrzy.
— U następczyni widziałem same kości.
— A u panny de Taverney zobaczyłeś tuszę; to znaczy, że piękność pierwszej jest arystokratyczna, drugiej — prostacza.
— Ależ, Joanno, wszak doskonałość twych kształtów nie przeszkadza ci bynajmniej być kobietą dystyngowaną.
— Chwała Bogu, komplement, ale niestety, nie do mnie samej jest wystosowany — pomyślała hrabina. Potem dodała głośno.
— Radabym widzieć delfinową, otoczoną ładnemi kobietami; czy może być coś brzydszego, niż dwór, z brzydkich i starych kobiet złożony.