Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/629

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wierzch krzyża, ujrzał Sekwanę i dymy pierwszych domów miasteczka.
Lecz ponad Sekwaną, wzdłuż miasteczka, ciągnął się gościniec wersalski, którego unikać był winien.
Przez chwilę nie czuł zmęczenia ani głodu. Na horyzoncie dojrzał masę domów majaczących we mgle porannej. Sądząc, że to Paryż, puścił się ku tej stronie i nie stanął, dopóki nie poczuł, że mu tchu zabrakło.
— Znajdował się właśnie w środku lasku meudońskiego, pomiędzy Fleury i Plessis-Piguet.
— Ha! — powiedział, patrząc dokoła siebie — trzeba się pozbyć fałszywego wstydu. Niepodobna, abym nie spotkał jakiegoś robotnika, idącego do pracy z bochenkiem chleba pod pachą. Powiem mu: „Wszyscy ludzie są braćmi i wspomagać się powinni wzajemnie. Masz więcej chleba, niż ci potrzeba, nietylko na śniadanie, lecz na dzień cały, gdy ja umieram z głodu“.
Odda mi z pewnością połowę.
Głód większym jeszcze filozofem go czynił, prowadził więc dalej swe rozumowanie.
— W rzeczy samej — mówił — czyż wszystko co jest na ziemi, nie jest wspólną własnością ludzi? Wszak niebo użyźniające ziemię i ziemia wydająca owoce — wszystkim jest nadana przez Boga, który jest źródłem wszechrzeczy?
Jeżeli brat mój posiada nadmiar chleba, a części jego mi odmówi, wtedy, ha!... naśladować będę