Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/612

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do niego odezwać, przewraca tylko oczami i zęby pokazuje.
— Przerażasz mnie — odpowiedziała Chon, nie przestając zajadać, a wyraz jej twarzy nie licował wcale z tem, co mówiła: — jesteś więc bardzo trudny w zawieraniu przyjaźni?.
— Pani, przyjaźnić się można tylko z równymi sobie.
— Piękna zasada! — nie uważasz się więc za równego Zamorowi.
— Doprawdy, paradny! — rzekła do siebie Chon.
Dostrzegłszy zaś minę wyniosłą Gilberta, dodała:
— Mówiłeś więc, kochany doktorze, że nie łatwo serce oddajesz?
— Tak, pani.
Myliłam się zatem, pochlebiając sobie, że jestem twoją dobrą przyjaciółką?
— Osobiście czuję dla pani wielką życzyliwość — sztywno odrzekł Gilbert. Lecz...
— A! dzięki ci za to usiłowanie; zaszczyt mi sprawiasz doprawdy. Ileż to, mój wzgardliwy paniczu, potrzeba czasu na to, aby dostąpić łask twoich?
— Bardzo wiele, pani; są nawet tacy, którzy, pomimo wszelkich zabiegów, nie dostąpią ich nigdy.
— O! to mi wyjaśnia, dlaczego, przebywszy lat ośmnaście w domu Taverney’ów, porzuciłeś go