Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/507

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tał — nie zasiądziemy do śniadania? Możnaby rzec, że chcesz mnie wyprawić naczczo.
— Boże uchowaj, Najjaśniejszy Panie! — odpowiedziała Dubary — sądziłam jednak, że Wasza Królewska Mość ma w Marly rendez-vous z panem de Sartines.
— Na Boga! — zawołał król — możnaby przecie kazać powiedzieć Sartinowi, ażeby tu przyjechał, to tak blisko.
— Wasza Królewska Mość raczy mi wierzyć — odpowiedziała hrabina z uśmiechem, — że nie Wy pierwsi powzięliście ten projekt.
— A zresztą poranek jest za piękny: — chodźmy na śniadanie.
— Należałoby jednak, Najjaśniejszy Panie, wydać niektóre rozporządzenia.
— Dla pani de Béarn?
— Tak właśnie! I dzień oznaczyć.
— Co za dzień?
— I godzinę.
— Jaką godzinę?
— Dzień i godzinę mojego przedstawienia.
— Na honor — powiedział król — dobrześ zarobiła na to przedstawienie, hrabino. Oznacz dzień sama.
— Najbliższy, jaki można, Najjaśniejszy Panie.
— A czy gotowe wszystko?
— Wszystko a wszystko.
— Nauczyłaś się trzech ukłonów?